Jesteś tutaj

bamberska historia po naszymu

Poniżej zamieszczamy tekst autorstwa p.Marka Stanisławskiego, powstały z okazji obchodów 300-lecia przybycia Bambrów do Poznania.

Jak Kaju z Rychem o Bambrach se godali,
czyli bamberska historia po naszymu napisana.
 
- Cześć Kaju !
 
- Ano cześć stary! Jak tam zdrówko?
 
- Ady dzięka Bogu mało wiela. Ale dobrze, że Cie trafiłem, bo chciałem się o cóś zapytać. Powiydz Ty mi ino co
  to jest z tymi Bambrami? Latoś ciyngiem o tym wszyndzie godajom. Co to jest? i z czym to sie je?
 
- To nic nie wiysz? Bambry Poznańskie majom swój jubileusz. Trzysta lat tymu przyszli do nos z Bamebrgu.
 
- Tey! Co Ty godosz! Jak to przyszli? Szak Bambry byli u nos od zawsze, no nie?. Miyszkali na landzie i w  
  polu chapali.
 
-Troche mosz racji. Ale Ci powiym jak to najsampierw było, od samygu początku.
  Dawno, dawno tymu, jak się zaczynoł XVIII wiek Poznań był miastem cołkiem dycht. Wiara żyła se spokojnie.
  Jedni robili w warstacie różne rzeczy, drudzy w kramach i jatkach to sprzedawali. Jeszcze inni ściungali z daleka
  różne towary i tyż to sprzedawali. I wszystko było ganc i w deche.
    Doobkoła miasta były różne wiochy. Jedne duże i bogate, inne małe pipiduwy. Był Luboń i Dymbina,
   Górczyn, Łazarz, Wilda, Jeżyce i Winiary. Wiochy te należały do miasta. Wszyndzie mieszkała pracowito
   wiara. Od rana do wieczora chapali w polu. Wiela z tego co narobili musieli odstawić do miasta. Reszta
   co została , to było dla nich. Na wiosnę w chałupach mortus był okrutny. Miasto wtenczas im pomagało,
   wiync było do ujechania.
     Jak Ci godołem wiaruchna była robotno. W niedziele chodzili do kościoła, a po tym szli do karczmy na
  naposztek okowity. A jak trzebno było stanuńć za honorem to i skorzy byli do bitki. Tak szło bez wiele lat.
 
- Tey! To po co num Bambry? Na co mieli się nadać?
 
- Zez lani pewnie pamiyntosz-  mieli my króla Sasa – Augusta, którego przewali Mocnym. Tako to była tako z
 niegu wylynga, że o swoje saskie landy chorobnie dboł, a Polske to już nie. Jak se podjadł naszygu wiktu i popił 
  naszej berbeli , to kuńskie podkowy w trumbke zwijoł. A do tego łajza to była okrutna – mioł gila do bab i
  ciyngiym z nimi gździł. Luntrus tyn łuzgoł się ze Szwedami. Na samym poczuntku dostoł taki wiks po porach, że
  Szwedy zajęły szmat Polski i nawet nasz Poznań. Bez rok siedzieli mieście. Plundrowali chate za chatom.
  Marali po kuntach i wszyndzie niuchali bejmów. Głabali wszystko co się nadało. Jak chłop założył nowom
  katane czy biber, to Szwed zaroz to wszystko zabiyroł. Po landach jeździli za jedzeniem. Szaber był okrutny.
  Wiara się ich okrutnie bojała. Przed nimi zgolali w pole i kiertyny.
    Po Szwedach przyszły inne zoldaje i znowyk od poczuntku było to samo. A do tego przyszło morowe
  powietrze. Jedyn za drugim szli kipnunć. Wszyscy dostała fefry. Zaczynli drygać o własne życie. Wielu
  spakowało swoje mateklosy oraz fiksamatynta i fyrali jak najdali. Chaty ostały puste. Kościoły pozamykano. W
 polu tylko pyrz rósł. Na wiochach takie zrobiło się wygnajewo, że psy kitami szczekały. Wew mieście nastała
  okrutno biyda,  że spiłować sie nie dało.
    Kiedy tyn dopust boży minął miasto było biydne, dycht zaniedbane i mało było ludzi. Rajcy długo kumali co by
  tu zrobić abyk było jak drzewiej. Aż, któś, kto lotoł po świecie zoczył, że w Bambergu wiara jest podobno do
  naszej. Okrutnie dużo pracują, chodzom do kościoła. Som bardzo biydni, bo nie majom ziymi. Tylko
  szwargotają jakoś po inkszymu. U nos ziymi był dostatek i nie mioł kto na niej robić. To ich miasto do nos
  zamówiło. Przyszli chłopy swojego chowu, dorodne, postawne baby. Z niektórymi przyszła ich dzieciarnia –
  małe boźdorki oraz jurne szczuny i dychtowne salachy.
 
- Tey! godosz, że przyszli, a czymu nie przyjechali?
 
- Co tak rozdziwiosz kalafe? Wiysz, to był XVIII wiek. Dawne czasy. Kuń to była sprawa wojskowa. Chto mioł wołu
  to go zaprzągł do woza. Reszta pakowała helki i piechtom szli do „ziymi obiecanej” . Jedna Bamberka z Żegrza
  opowiadała, że jej prababcie to rodzony ojciec na toczce tu przywiózł.
 
- Wiysz to jest chorobnie ciekawe. Długo szli?
 
-Tegu nie wiymy. Szli w garówie i w gisuwie, po suchym i w glajdzie. Wiymy kto, gdzie  i kiedy do nos przyszedł.
  To wszyćko jest zapisane.
 
- Opowiadej, opowiadej co było dali?
 
- Od miasta dostali gospodary, bejmy na poczontek i swoje prawa oraz powinności. No i zadali sie do roboty.
  Zaprowadzili ornung: oporządzili chaty, zasiali w polu i w ogrodzie.  Nie manygowali i mudzili czasu, a tyrali w
  pocie czoła. Co musieli, to oddali do miasta, a jeszcze im zostawało. Byli oszczyndni, ale nie sknyry.  Mieli tyż
  fifa do rzemiosła i różnej inszej roboty. Na tym wszystkim robili kapuche. Z czasem zaczynli się bogacić.
 
- Tey, powiedz ty mi - skoro przyszli do nos z daleka, to cóś nam przynieśli ze sobom, cóś nom dali?
 
- Żyli zdźiebko inacy niż my. Inacy uprawiali ziemie. Mówiom tyż, że bogacili się na uprawie pyrek, które były u
  nos mało popularne. Do tegu, jak nasi uprawiali inkszą włoszczyzne. Zaczynli zakładać ogrody z owocami.
  Mieli stwory swojygu  chowu. Poznań rósł  , wiary  przybywało i trza było coroz więcej jedzy. Bamberki
 wszystkie te swoje aprykozy na rynocie wew mieście sprzedawały. Abyk mieć epe jedli więcej mięsa
  i inszych frykasów. Tegu wszystkiegu inni najsampierw im zazdrościli, a po tym zaczynli ich naśladować.
 
 - A dali jak szło?
 
 - Lata leciały. Bambry ciynżko tyrali na swoim. Bogacili się i szporali bejmy. Ale nie dodawali sobie.
   Najsampierw chodzili do kościoła na Wzgórze św. Wojciecha. Z czasem, w niedziele szli na msze św. do swojej
   Parafii. Po tym na procesje i insze nabożeństwa. Knajdry w lani uczyły się polskiego. Nasi i ichni młodzi
   kramowali do sie. Chajtali się i zakładali nowe famuły. Wszystko zaczynało się mojtać. Rodziły się gzuby, a
   starzy szli kipnąć. Za dwa, trzy pokolenia nie była to już obsko wiara, a oni sami  godali , że som Polakami, choć
   pamiyntali o swoich korzeniach.   I tak pozostało do dzisiej.
 
- A co było za Niemca? – był Bismarck, Wiluś, Hakata i inksze fryce.
 
- Jak przyszli Prusoki, to Bambrzy byli już   Polakami. Wszystko przetrwali. Ichnie kinajdry sztrajkowały w szkole
   za polskim. Oni sami szli bić sie za Polske. Walczyli zawsze kiedy było  trza.
 
- A za okupacji?
 
- Tyż sie nie dali. Jak Schneidrową  i Hajclową z Winiar wezwali przed komisje DVL abyk podpisałay volksliste, to
 one odmówiły. Na nic się zdało godanie , że mojom niemieckie pochodzenie i nazwiska. One ciyngiem
 powtarzały „ady przecie som Polkami”. Jak poszli im na nerwy, to zrobiły sobie z nich szydere i szuchernie
 powiedziały, że Nowakowa i Kaczmarkowa to może podpiszom, ale one nie. Po wojnie większość Bambrów tyż        dała se rade z komuną. 
 
- Słuchej no, Ty mieszkosz na Żegrzu, jo na Winiarach. A gdzie som Bambry? Co się z nimi stało?
 
- Na początku XX wieku Poznań zaczynoł pochłaniać swoje wiochy. W mieście przybywało wiary. Ci co mieli
  bejmy szukali ziymi pod budowe , a Bambry chętnie ją  sprzedawali, choć nie wszyscy. Jeszcze w latach 60-tych
  i z początku 70-tych na Winiarach czy Żegrzu były gospodary i gospodarze zwozili  słomę zebraną z okolicznych
  pól. Po tym miasto zaczynło budować bloki i wszystko rug-cug sie  skończyło. Nie wszystkie Bamberskie
  dzieciary mogły zostać na paterace , wiync niektóre szły w nauke po insze zawody, potym zakłodali swoje
  biznesy, lub przyjmowali różne funkty. Dzisiej po Bambrach ostało się  w mieście pare chat. Majom oni swoje
  muzeum i towarzystwo, a odpicowane Bamberki chodzom w różnych procesjach.  
 
- Tey, no właśnie, a jak to było z ich strojem ? Bamberki wyndrowały  do nos  takie wykokocone, w tych
   obszernych dyrdokach i  pióropuszach na głowie? 
 
- Z tym to była cało meceryja-mówie Ci. To co dzisiej widzisz mo długachnom historyje. Jak Bambry tu przyszli ,to
   ich ubiór był taki sam jak naszych. Ale jak stanyli na nogi, to ichnie kobitki zaczynły się stroić.  I to nie byle jak.
  Wszystko musiało być w najlepszym gatunku i z najlepszych materiałów. Jak jedna miała jednom wstążke i
  jeden kwiatuszek we włosach, to drugo musiała mieć podwójną tego ilość. I tak jedna bez drugom sie
  prześcigały. A strój rósł i rósł  i urósł do takich rozmiarów jak dzisiej widzisz.
 
- To wszystko jest chorobnik ciekawe. Musze całom historyje  opowiedzieć mojej Peli.
 
Marek Stanisławski
 

Strój bamberski

Sponsorzy: